Pozwalam sobie zamiesci we fragmentach b.dobry artykul ktory znalazlem w gazeta.pl
----------
Brak dzieci zabije gospodarkę Europy i Rosji?
Katarzyna Rymuza 2007-02-13, ostatnia aktualizacja 2007-02-13 16:07:14.0
...Dobre samopoczucie wykształconych Europejczyków zburzył ostatnio niemiecki teoretyk cywilizacji Gunnar Heinsohn swoją książką "Synowie i potęga "Synowie i potęga. Narastający terror i upadek narodów" zrecenzowaną w Polityce nr. 3/2007. U źródeł dominującej pozycji Europy na świecie leży nie tyle wysoka kultura, czy wolny rynek ile demografia - dowodzi w niej niemiecki badacz historii ludobójstwa.
Naukowiec z Freien Universitaet w Berlinie przeprowadził dowód znanej tezy, że motorem ekspansji Europy w epoce kolonialnej był ogromny przyrost ludności przetrzebionej przez "czarną śmierć" - epidemię dżumy, która w XIV wieku szalała w Europie. W przeciągu kilku lat ludność Europy stopniała o jedną trzecią. Żeby odrobić te ogromne straty wprowadzono wkrótce drakońskie prawo zakazujące wszelkiej kontroli urodzeń.
W efekcie w przeciągu trzech wieków na Starym Kontynencie powszechne stało się wtedy zjawisko "trzeciego syna". Młodzi chłopcy, trzeci i dalsi synowie, nie dziedziczący majątku po ojcu popadali w głęboką frustrację i tylko czekali na okazję, by na własną rękę sięgnąć po bogactwo. Swoją szansę otrzymali podczas wypraw kolonialnych na drugi brzeg Atlantyku.
"Trzeci synowie" to jednak nie tylko potencjał militarny, ale także gospodarczy. Chiny to najbardziej spektakularny, choć niejedyny przykład. W tym kraju, w przeciwieństwie np. do Bliskiego Wschodu, energia młodych mężczyzn nie została ukierunkowana na wojnę, lecz na pracę. To właśnie skoszarowani w fabrykach "trzeci synowie" zapewniają Chinom dziś niemal jedenastoprocentowy wzrost gospodarczy.
Niestety młodej i głodnej sukcesów młodzieży próżno dziś szukać w Europie. Z danych przytaczanych przez Heinsohna wynika, że w ostatniej dekadzie w Niemczech dzieci poniżej 15 roku życia stanowiły 15 proc. populacji, niewiele lepiej jest we Francji - 18 proc. Na 1000 Europejek przypadało w 2003 średnio 1400 noworodków. Żeby pokolenie dzieci było liczbowo równe pokoleniu rodziców, każda kobieta powinna urodzić ich co najmniej dwójkę. Za to w Niemczech, Skandynawii i we Włoszech co trzeci mieszkaniec ma więcej niż 60 lat. Niedługo więc w Europie nie zabraknie pracowników i to na wszystkich szczeblach. Chroniczne braki kadry inżynierskiej w obecnych Niemczech to jeden z wielu symptomów nadchodzącego kryzysu.
"Starej" Europy nie uratują też imigranci z terenu najbliższych wschodnich sąsiadów. Na Ukrainie i Białorusi większość rodzin ma jedno dziecko, jeszcze gorzej jest w Bułgarii, z której w przeciągu ostatniej dekady do zachodniej Europy wyemigrowała już prawie jedna ósma ludności.
Coraz bardziej iluzoryczna jest zdaniem Heinsohna potęga Rosji. Demograficzny kolos z czasów Związku Radzieckiego kurczy się gwałtownie. Do roku 2050 pod względem liczebności mieszkańców kraj ten spadnie na 15-16 miejsce z zajmowanego obecnie trzeciego. Imperialna polityka Rosji, którą obserwować możemy ostatnio choćby dzięki nieustającym konfliktom Gazpromu z odbiorcami azjatyckiego gazu i ropy naftowej to tylko pozory. W rzeczywistości już niedługo, jak wróży Heinsohn, Rosjanie mogą stracić wpływy w swoich azjatyckich republikach. Wobec ciągle rosnącej populacji Chińczyków Rosjanie czują się tam coraz bardziej obco i masowo migrują do europejskiej części Rosji.
Tymczasem w Chinach odsetek dzieci poniżej 15 roku życia do całej populacji wynosi 24 proc., a w Indiach aż 33 proc. I choć pierwszy z tych krajów od początku lat osiemdziesiątych prowadzi politykę jednego dziecka, "trzecich synów" wciąż w Azji nie brakuje. W roku 2003 w Chinach żyło 165 milionów chłopców młodszych niż 15 lat. Do tego jest ich o 15 milionów więcej niż Chinek w tym samym wieku. Za dziesięć lat z Chin wyruszą więc rzesze młodych kawalerów. Co więcej, nie są to już wyłącznie ubodzy rolnicy, ale coraz lepiej wykształceni i niezwykle ambitni młodzi ludzie. Tylko w swojej determinacji są podobni do europejskich kolonizatorów. Reportaże z Azji, w których opisuje się chińskich studentów spędzających całe życie na nauce, czy młode absolwentki z Szanghaju gotowe poddać się nawet operacji wydłużania nóg, bo to ponoć zwiększa szanse zdobycia pracy z zachodniej korporacji, mogą przyprawiać dreszcze. Jak w konkurencji z takimi osobami mają wypaść np. Francuzi ze swoim 35-godzinnym tygodniem pracy?
Czy czarny scenariusz dla Europy musi się więc spełnić? Kraje europejskie chcą zapobiec katastrofie demograficznej otwierając się na imigrantów. Jednak zdaniem Heinsohna to niewiele da. Ludność napływająca z Azji i Bliskiego Wschodu nie zastąpi młodych Europejczyków w nadawaniu staremu kontynentowi gospodarczej dynamiki. Europejki muszą zacząć rodzić. I, jak twierdzi Hiensohn, niedługo zaczną. A nastąpi to, nie dzięki całemu systemowi zachęt, lecz pod przymusem. Pierwsze oznaki narastającej w Europie agresji wobec nie chcących mieć dzieci kobiet już widać, np. w Rosji, gdzie niektórzy politycy zgłaszają pomysły karania bezdzietnych kobiet.
Katarzyna Rymuza
----------
Brak dzieci zabije gospodarkę Europy i Rosji?
Katarzyna Rymuza 2007-02-13, ostatnia aktualizacja 2007-02-13 16:07:14.0
...Dobre samopoczucie wykształconych Europejczyków zburzył ostatnio niemiecki teoretyk cywilizacji Gunnar Heinsohn swoją książką "Synowie i potęga "Synowie i potęga. Narastający terror i upadek narodów" zrecenzowaną w Polityce nr. 3/2007. U źródeł dominującej pozycji Europy na świecie leży nie tyle wysoka kultura, czy wolny rynek ile demografia - dowodzi w niej niemiecki badacz historii ludobójstwa.
Naukowiec z Freien Universitaet w Berlinie przeprowadził dowód znanej tezy, że motorem ekspansji Europy w epoce kolonialnej był ogromny przyrost ludności przetrzebionej przez "czarną śmierć" - epidemię dżumy, która w XIV wieku szalała w Europie. W przeciągu kilku lat ludność Europy stopniała o jedną trzecią. Żeby odrobić te ogromne straty wprowadzono wkrótce drakońskie prawo zakazujące wszelkiej kontroli urodzeń.
W efekcie w przeciągu trzech wieków na Starym Kontynencie powszechne stało się wtedy zjawisko "trzeciego syna". Młodzi chłopcy, trzeci i dalsi synowie, nie dziedziczący majątku po ojcu popadali w głęboką frustrację i tylko czekali na okazję, by na własną rękę sięgnąć po bogactwo. Swoją szansę otrzymali podczas wypraw kolonialnych na drugi brzeg Atlantyku.
"Trzeci synowie" to jednak nie tylko potencjał militarny, ale także gospodarczy. Chiny to najbardziej spektakularny, choć niejedyny przykład. W tym kraju, w przeciwieństwie np. do Bliskiego Wschodu, energia młodych mężczyzn nie została ukierunkowana na wojnę, lecz na pracę. To właśnie skoszarowani w fabrykach "trzeci synowie" zapewniają Chinom dziś niemal jedenastoprocentowy wzrost gospodarczy.
Niestety młodej i głodnej sukcesów młodzieży próżno dziś szukać w Europie. Z danych przytaczanych przez Heinsohna wynika, że w ostatniej dekadzie w Niemczech dzieci poniżej 15 roku życia stanowiły 15 proc. populacji, niewiele lepiej jest we Francji - 18 proc. Na 1000 Europejek przypadało w 2003 średnio 1400 noworodków. Żeby pokolenie dzieci było liczbowo równe pokoleniu rodziców, każda kobieta powinna urodzić ich co najmniej dwójkę. Za to w Niemczech, Skandynawii i we Włoszech co trzeci mieszkaniec ma więcej niż 60 lat. Niedługo więc w Europie nie zabraknie pracowników i to na wszystkich szczeblach. Chroniczne braki kadry inżynierskiej w obecnych Niemczech to jeden z wielu symptomów nadchodzącego kryzysu.
"Starej" Europy nie uratują też imigranci z terenu najbliższych wschodnich sąsiadów. Na Ukrainie i Białorusi większość rodzin ma jedno dziecko, jeszcze gorzej jest w Bułgarii, z której w przeciągu ostatniej dekady do zachodniej Europy wyemigrowała już prawie jedna ósma ludności.
Coraz bardziej iluzoryczna jest zdaniem Heinsohna potęga Rosji. Demograficzny kolos z czasów Związku Radzieckiego kurczy się gwałtownie. Do roku 2050 pod względem liczebności mieszkańców kraj ten spadnie na 15-16 miejsce z zajmowanego obecnie trzeciego. Imperialna polityka Rosji, którą obserwować możemy ostatnio choćby dzięki nieustającym konfliktom Gazpromu z odbiorcami azjatyckiego gazu i ropy naftowej to tylko pozory. W rzeczywistości już niedługo, jak wróży Heinsohn, Rosjanie mogą stracić wpływy w swoich azjatyckich republikach. Wobec ciągle rosnącej populacji Chińczyków Rosjanie czują się tam coraz bardziej obco i masowo migrują do europejskiej części Rosji.
Tymczasem w Chinach odsetek dzieci poniżej 15 roku życia do całej populacji wynosi 24 proc., a w Indiach aż 33 proc. I choć pierwszy z tych krajów od początku lat osiemdziesiątych prowadzi politykę jednego dziecka, "trzecich synów" wciąż w Azji nie brakuje. W roku 2003 w Chinach żyło 165 milionów chłopców młodszych niż 15 lat. Do tego jest ich o 15 milionów więcej niż Chinek w tym samym wieku. Za dziesięć lat z Chin wyruszą więc rzesze młodych kawalerów. Co więcej, nie są to już wyłącznie ubodzy rolnicy, ale coraz lepiej wykształceni i niezwykle ambitni młodzi ludzie. Tylko w swojej determinacji są podobni do europejskich kolonizatorów. Reportaże z Azji, w których opisuje się chińskich studentów spędzających całe życie na nauce, czy młode absolwentki z Szanghaju gotowe poddać się nawet operacji wydłużania nóg, bo to ponoć zwiększa szanse zdobycia pracy z zachodniej korporacji, mogą przyprawiać dreszcze. Jak w konkurencji z takimi osobami mają wypaść np. Francuzi ze swoim 35-godzinnym tygodniem pracy?
Czy czarny scenariusz dla Europy musi się więc spełnić? Kraje europejskie chcą zapobiec katastrofie demograficznej otwierając się na imigrantów. Jednak zdaniem Heinsohna to niewiele da. Ludność napływająca z Azji i Bliskiego Wschodu nie zastąpi młodych Europejczyków w nadawaniu staremu kontynentowi gospodarczej dynamiki. Europejki muszą zacząć rodzić. I, jak twierdzi Hiensohn, niedługo zaczną. A nastąpi to, nie dzięki całemu systemowi zachęt, lecz pod przymusem. Pierwsze oznaki narastającej w Europie agresji wobec nie chcących mieć dzieci kobiet już widać, np. w Rosji, gdzie niektórzy politycy zgłaszają pomysły karania bezdzietnych kobiet.
Katarzyna Rymuza
Comments