Komisja Europejska chce złożyć skargę do Europejskiego Trybunału na Niemcy za prowadzenie szczegółowych kontroli pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej świadczących usługi w tym kraju - poinformował niemiecki dziennik "Financial Times Deutschland" (FTD).
Kontrole naruszają unijne prawo, ponieważ opierają się na "ogólnym domniemaniu oszustwa" - wynika z raportu, który Komisja zamierza przedstawić 13 czerwca. Groźba złożenia skargi oznacza eskalację sporu między Niemcami a Brukselą w sprawie swobodnego przepływu pracowników - ocenia autor artykułu.
I pare komentarzy do tego artykulu:
Jako prawnik reprezentowałem polskich pracodawców w RFN
Ludzie nie macie pojęcia co Niemcy wyprawiają.
Naloty i przeszukania kwater, a następnie przesłuchania pracowników przypominają rozbijanie siatki terrorystycznej.
Żadne prawa człowieka dla nich nie istnieją.
Brutalne rewizje, zastraszanie, przeszukania, groźby oszustwa i presja socjotechniczna - po prostu szaleństwo.
Potem polska firma dostaje stertę decyzji na mocy których wycina się ją z rynku - fakty są całkowicie sfabrykowane, a kary finansowe monstrualne.
Efektem jest zazwyczaj bankructwo. Firma nie jest bowiem w stanie wywiązać się z kontraktu.
Potem nawet po kilku latach prawnicy, w tym adwokaci niemieccy nie są wstanie uzyskać dostępu do jakichkolwiek materiałów sprawy.
Postępowanie się "toczy" a akta są "tajne".
Polski sąd także nic nie dostanie, chociażby występował o to pracownik.
Znam przypadki, że 5 lat po kontroli nie wydano decyzji kończącej postępowanie na poczet którego zabezpieczono setki tysięcy euro.
To normalna codzienna praktyka.
Bywa, że przedsiębiorca niemiecki sam napuszcza pod koniec kontraktu kontrolę na polskich podwykonawców, aby im nie zapłacić i wykończyć. Dzięki takiej "kontroli" przejmuje wynagrodzenie polskiej firmy, a potem "kwoty gwarancyjne" na poczet kar umownych i sfabrykowanych pośpiesznie kosztów za niedotrzymanie terminów wykonania umowy.
Organy niemieckie współpracują ściśle w trakcie tej "zabawy". Także działania polskiego MSZ kończą się wyłacznie aroganckimi odpowiedziami Niemców.
Takiego bezprawia nie ma nawet w Rosji !!!
~Tom, 05.06.2007 14:47
ostatnio kupowalem
w polskim sklepie w Niemczech .Byla kontrola i ekspedientka powiedziala mi ,ze na kazdym poskim
towarte musza byc etykiety niemieckie ,
inaczej zamkna sklep.Sklep czysty ,towary elegancko
poukladane na polkach ,brak przeterminowanych -inaczej
od razu by zamkneli.W tureckich -brod,chleb kolo ryby,smierdzi - tam nie kontroluja-boja sie TURKOW.
Wszystko po turecku.Widocznie nie dla wszystkich sa przepisy.Tureckich sklepow pelno.Polskich prawie nie ma- w miescie gdzie jestem jest kolo 4-na 250000
mieszkancow ,wiecej hinduskich ,afganskich ,brod i smrod jak u Turkow.
~z Niemiec, 05.06.2007 15:28
Kontrole naruszają unijne prawo, ponieważ opierają się na "ogólnym domniemaniu oszustwa" - wynika z raportu, który Komisja zamierza przedstawić 13 czerwca. Groźba złożenia skargi oznacza eskalację sporu między Niemcami a Brukselą w sprawie swobodnego przepływu pracowników - ocenia autor artykułu.
I pare komentarzy do tego artykulu:
Jako prawnik reprezentowałem polskich pracodawców w RFN
Ludzie nie macie pojęcia co Niemcy wyprawiają.
Naloty i przeszukania kwater, a następnie przesłuchania pracowników przypominają rozbijanie siatki terrorystycznej.
Żadne prawa człowieka dla nich nie istnieją.
Brutalne rewizje, zastraszanie, przeszukania, groźby oszustwa i presja socjotechniczna - po prostu szaleństwo.
Potem polska firma dostaje stertę decyzji na mocy których wycina się ją z rynku - fakty są całkowicie sfabrykowane, a kary finansowe monstrualne.
Efektem jest zazwyczaj bankructwo. Firma nie jest bowiem w stanie wywiązać się z kontraktu.
Potem nawet po kilku latach prawnicy, w tym adwokaci niemieccy nie są wstanie uzyskać dostępu do jakichkolwiek materiałów sprawy.
Postępowanie się "toczy" a akta są "tajne".
Polski sąd także nic nie dostanie, chociażby występował o to pracownik.
Znam przypadki, że 5 lat po kontroli nie wydano decyzji kończącej postępowanie na poczet którego zabezpieczono setki tysięcy euro.
To normalna codzienna praktyka.
Bywa, że przedsiębiorca niemiecki sam napuszcza pod koniec kontraktu kontrolę na polskich podwykonawców, aby im nie zapłacić i wykończyć. Dzięki takiej "kontroli" przejmuje wynagrodzenie polskiej firmy, a potem "kwoty gwarancyjne" na poczet kar umownych i sfabrykowanych pośpiesznie kosztów za niedotrzymanie terminów wykonania umowy.
Organy niemieckie współpracują ściśle w trakcie tej "zabawy". Także działania polskiego MSZ kończą się wyłacznie aroganckimi odpowiedziami Niemców.
Takiego bezprawia nie ma nawet w Rosji !!!
~Tom, 05.06.2007 14:47
ostatnio kupowalem
w polskim sklepie w Niemczech .Byla kontrola i ekspedientka powiedziala mi ,ze na kazdym poskim
towarte musza byc etykiety niemieckie ,
inaczej zamkna sklep.Sklep czysty ,towary elegancko
poukladane na polkach ,brak przeterminowanych -inaczej
od razu by zamkneli.W tureckich -brod,chleb kolo ryby,smierdzi - tam nie kontroluja-boja sie TURKOW.
Wszystko po turecku.Widocznie nie dla wszystkich sa przepisy.Tureckich sklepow pelno.Polskich prawie nie ma- w miescie gdzie jestem jest kolo 4-na 250000
mieszkancow ,wiecej hinduskich ,afganskich ,brod i smrod jak u Turkow.
~z Niemiec, 05.06.2007 15:28
Comments