Jan Grzewski z Działdowa po 19 latach obudził się ze śpiączki. Mówi, porusza się, samodzielnie siedzi - mimo że przez lata nikt, oprócz żony, nie dawał mu szans na przeżycie.
"Słyszałem lekarzy, którzy mówili, że nie przeżyję. A ja naprawdę, naprawdę chciałem żyć" - mówi mężczyzna.
- Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem po przebudzeniu. Pamiętałam, że na półkach sklepowych był tylko ocet, że wszystkiego brakowało. A tu aż oczy bolały od patrzenia. Wszystkiego pełno, o czym tylko człowiek pomyśli. I ludzie jakby bardziej kolorowi. Ja pamiętam jeszcze komunizm. Twarde czasy. A teraz dowiaduję się, że mamy rządy prawicowe. Wszystko inaczej - opowiedział Grzewski.
Dziewiętnaście lat temu Jan Grzewski był pracownikiem kolei. W trakcie podczepiania wagonów doznał silnego urazu głowy. Nieprzytomny trafił do szpitala. Przy okazji badań ujawniły się również zmiany nowotworowe mózgu. Mężczyzna został sparaliżowany. Nie chodził, nie mówił, zaczął tracić wzrok. Nadziei nie straciła tylko żona. - Nie chciałam wierzyć w to, co powiedzieli mi lekarze, że mąż już na zawsze będzie sparaliżowany - wspomina. - Wędrowałam wraz z nim od szpitala do szpitala. Wszędzie mówiono mi, że on już długo nie pożyje i że w konsekwencji to pewnie będzie dla niego i lepsze. Nie traciłam wiary - mówi. I miała rację.
Comments