Kiedys jak miales dlugi to stawales sie niewolnikiem. Dzis w sumie tez. Kiedys z biedy ludzie oddawali dzieci na sluzbe bogatym. Dzis pani z domu dziecka i pani z sadu zabiora ci dziecko bo sa bogatsze od ciebie i im wolno.
Niestety dzieje sie to w wielu krajach w europie. Choc liczba dzieci z roku na rok spada liczba dzieci odebranych rodzina poprzez przemoca sadowa wzrasta.
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniadze.
Zgaduje ze domy dziecka maja niskie oblozenie a i pracownicy opieki spolecznej tez musza sie wykazac ze sa potrzebni i jakas minimalna liczba przerobionych przypadkow na rok musza zrobic bo inaczej nie bedzie premi a i awans nie pewny. Dlatego biora na celownik latwy cel. Biedna rodzina, moze jeszcze nie edukowana nie bedzie sie umiala wybronic, przekonac sadu, oplacic adwokatow. Dla biurwy bez serca jest to prosty wybor. Tak jak policjat aresztujacy nastalatka z gandzia nie bedzie ryzykowal gonienia bandziorow tak i biurwa bez serca nie bedzie zadzierac z wplywowymi ludzmi ktorzy zle traktuja swoje pociechy. Co innego nieboraki dla ktorych pieniadze i wladza nie jest najwazniejsza ci moga sie kochac i byc szczesliwi razem a i tak beda stanowic latwy cel i gdy skieruje sie na nich oko panstwowej administracji stana sie tylko i wylacznie statystyka i sposobem na udowodnienie przelozonym swojej przydatnosci. Urzednicy nazistowscy takze nie mieli krwi na rekach ale to dzieki anonimowej pracy tysiecy i tysiecy takic ludzi bez serca miliony umieraly w meczarniach.
Z okazji zblizajacych sie swiat wszystkim tym ktorzy przesladuja najslabszych i bezbronnych zycze udlawienia sie oplatkiem albo i oscia.
Sąd odebrał czwórkę dzieci rodzinie z Lubaczowa i umieścił w domu dziecka, bo w mieszkaniu było ciasno i biednie. Rodzice wynajęli nowy lokal, matka skończyła kurs zawodowy, ale - zdaniem biegłych - to wciąż za mało, by dzieci mogły wrócić do domu.
Tuż po godz. 10 w poniedziałek pani Agnieszka wraca do Lubaczowa. Właśnie odwiozła dzieci do domu dziecka w Nowej Grobli. Płacze, gdy ze mną rozmawia. W weekend miała dzieci przy sobie. W sobotę ugotowała na obiad zupę gulaszową i rybę. W niedzielę był rosół i pieczone udka. Dzieciom bardzo smakowało. Rodzice przygotowali też inną niespodziankę. - Wzięliśmy cyfrowy Polsat. Oglądaliśmy razem bajki - mówi pan Tomasz.
To ogromna zmiana w porównaniu z tym, co jeszcze niedawno działo się w tej rodzinie. 15 września sąd zabrał rodzicom z Lubaczowa czwórkę dzieci - dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Najstarsze ma 13 lat, najmłodsze - 3. Choć rodzice wcześniej byli ostrzegani, że tak się może stać, nie zostali wezwani do sądu. Dokument, na podstawie którego zabrano dzieci, dostali pocztą.
MOPS: Rodzicom nie dano szansy na zmianę
Rodzina jest znana opiece społecznej. Renata Meder, kierowniczka MOPS w Lubaczowie, mówiła reporterom "Gazety": - Matka nie umie gospodarować pieniędzmi, jest niezaradna życiowo, nie pracuje. Ale od 1 sierpnia zatrudniliśmy asystenta rodziny, który uczył panią Agnieszkę zajmować się domem, prać, gotować. Jednak kurator we wrześniu zdecydował się złożyć wniosek o odebranie dzieci. Rodzicom nie dano szansy, by sprawdzić, jak rodzina sobie poradzi - mówiła Meder. Podkreślała, że dziecku zawsze lepiej w rodzinie, chyba że jest bite, maltretowane, czy wykorzystywane seksualnie. - A tu tego nie było. W rodzinie nie ma też problemu z alkoholem. Były za to fatalne warunki mieszkaniowe. W małym dwupokojowym domku mieszkało w sumie 11 osób - mówiła kierowniczka MOPS-u.
Dzieci trafiły do domu dziecka w Nowej Grobli, rodzice chcą je odzyskać. Z pomocą asystentki wynajęli przestronne, trzypokojowe mieszkanie, wyposażyli je w meble i sprzęt. Odwiedzają dzieci w domu dziecka. Autobusy jeżdżą rzadko, podróżują więc okazją albo idą piechotą. Po zmianie kuratora udało im się także postarać o zgodę na zabieranie dzieci do domu. Pani Agnieszka zrobiła kurs opiekunki. - Może w przyszłym roku uda mi się pójść na staż - mówi.
Przed Sądem Rodzinnym w Lubaczowie toczy się postępowanie w sprawie przyszłości dzieci. Sąd poprosił biegłych, by zbadali relacje łączące dzieci z rodzicami. 18-stronicowa opinia psychologów z przemyskiego rodzinnego ośrodka diagnostyczno-konsultacyjnego jest już gotowa. Od sędzi Małgorzaty Reizer, rzeczniczki Sądu Okręgowego w Przemyślu, dowiadujemy się, że rodzice zostali przedstawieni przez psychologów jako ludzie bezradni, bierni i nieporadni, którzy nie potrafili poprawić standardu życia rodziny, nawet po ingerencji sądu i wsparciu przez asystenta rodziny. Wytknięto im także błędy wychowawcze. - Dzieci mają duże problemy z dostosowaniem się do podstawowych norm i zasad społecznego funkcjonowania, bo nikt ich tego nie nauczył - mówi sędzia Reizer.
Biegli psycholodzy wytknęli rodzicom, że "w dalszym ciągu (...) bazują na okazywanej im pomocy przez inne instytucje i media oraz na odzewie społecznej na przedstawioną przez siebie trudną sytuację". Napisali, że przestali odwiedzać dzieci w placówce, "ograniczając się do niezorganizowanych i nieprzemyślanych wizyt dzieci w obecnym mieszkaniu". Nie dostrzegli, że w tygodniu ojciec pracuje, a matka była na kursie zawodowym.
Biegli: Dzieci twierdzą, że teraz im lepiej
Źle oceniono więzi, jakie łączą dzieci z rodzicami. "Starsze dzieci werbalizują, że jest im lepiej teraz. Młodsze z racji wieku nie są w stanie takich opinii wypowiadać, ale też nie płaczą za rodzicami ani w żaden inny sposób nie wyrażają chęci powrotu do nich". Zdaniem biegłych będzie najlepiej dla dzieci, jeśli zostaną w domu dziecka.
Elżbieta Wisz z rzeszowskiego stowarzyszenia Nowy Horyzont, które od początku przygląda się tej sprawie, jest oburzona opinią psychologów. - Wygląda na to, że instytucje próbują się nawzajem wspierać, aby nie skompromitować do końca wymiaru sprawiedliwości. Przypomina to mechanizm, gdy w przypadku pojawienia się obcego, wszyscy się integrują - komentuje Wisz.
- To straszne, że w ten sposób instytucje chcą tę rodzinę sformatować i dopasować do własnych standardów, zupełnie nie uwzględniając kontekstu środowiskowego. Nie sądzę, żeby ci ludzie popełniali większe błędy niż inni. Takie rodziny jak ta powinno się wspierać, a nie odbierać im dzieci przy pierwszej nadarzającej się okazji - mówi Wisz. - Wyrwanie dzieci ze środowiska rodzinnego to trauma. To jak żałoba zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Dokonywanie ocen więzi emocjonalnej w takich warunkach może nie być miarodajne. Dzieci mogą reagować odwrotnie, niż moglibyśmy oczekiwać. Moim zdaniem powinny wrócić do domu, bo tylko rodzina gwarantuje im prawidłowy rozwój.
Opinia biegłych dotarła już do warszawskiej kancelarii współpracującej z Fundacją Romana Giertycha "Nadzieja Dla Rodziców", która zajęła się sprawą rodziny z Lubaczowa. - Wynika z niej, że ubóstwo było podstawą odebrania dzieci, a tak być nie powinno. Dlatego zajmiemy się tą sprawą i pomożemy rodzinie odzyskać dzieci - zapowiada adwokat Agnieszka Błażowska
Niestety dzieje sie to w wielu krajach w europie. Choc liczba dzieci z roku na rok spada liczba dzieci odebranych rodzina poprzez przemoca sadowa wzrasta.
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniadze.
Zgaduje ze domy dziecka maja niskie oblozenie a i pracownicy opieki spolecznej tez musza sie wykazac ze sa potrzebni i jakas minimalna liczba przerobionych przypadkow na rok musza zrobic bo inaczej nie bedzie premi a i awans nie pewny. Dlatego biora na celownik latwy cel. Biedna rodzina, moze jeszcze nie edukowana nie bedzie sie umiala wybronic, przekonac sadu, oplacic adwokatow. Dla biurwy bez serca jest to prosty wybor. Tak jak policjat aresztujacy nastalatka z gandzia nie bedzie ryzykowal gonienia bandziorow tak i biurwa bez serca nie bedzie zadzierac z wplywowymi ludzmi ktorzy zle traktuja swoje pociechy. Co innego nieboraki dla ktorych pieniadze i wladza nie jest najwazniejsza ci moga sie kochac i byc szczesliwi razem a i tak beda stanowic latwy cel i gdy skieruje sie na nich oko panstwowej administracji stana sie tylko i wylacznie statystyka i sposobem na udowodnienie przelozonym swojej przydatnosci. Urzednicy nazistowscy takze nie mieli krwi na rekach ale to dzieki anonimowej pracy tysiecy i tysiecy takic ludzi bez serca miliony umieraly w meczarniach.
Z okazji zblizajacych sie swiat wszystkim tym ktorzy przesladuja najslabszych i bezbronnych zycze udlawienia sie oplatkiem albo i oscia.
Sąd odebrał czwórkę dzieci rodzinie z Lubaczowa i umieścił w domu dziecka, bo w mieszkaniu było ciasno i biednie. Rodzice wynajęli nowy lokal, matka skończyła kurs zawodowy, ale - zdaniem biegłych - to wciąż za mało, by dzieci mogły wrócić do domu.
Tuż po godz. 10 w poniedziałek pani Agnieszka wraca do Lubaczowa. Właśnie odwiozła dzieci do domu dziecka w Nowej Grobli. Płacze, gdy ze mną rozmawia. W weekend miała dzieci przy sobie. W sobotę ugotowała na obiad zupę gulaszową i rybę. W niedzielę był rosół i pieczone udka. Dzieciom bardzo smakowało. Rodzice przygotowali też inną niespodziankę. - Wzięliśmy cyfrowy Polsat. Oglądaliśmy razem bajki - mówi pan Tomasz.
To ogromna zmiana w porównaniu z tym, co jeszcze niedawno działo się w tej rodzinie. 15 września sąd zabrał rodzicom z Lubaczowa czwórkę dzieci - dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Najstarsze ma 13 lat, najmłodsze - 3. Choć rodzice wcześniej byli ostrzegani, że tak się może stać, nie zostali wezwani do sądu. Dokument, na podstawie którego zabrano dzieci, dostali pocztą.
MOPS: Rodzicom nie dano szansy na zmianę
Rodzina jest znana opiece społecznej. Renata Meder, kierowniczka MOPS w Lubaczowie, mówiła reporterom "Gazety": - Matka nie umie gospodarować pieniędzmi, jest niezaradna życiowo, nie pracuje. Ale od 1 sierpnia zatrudniliśmy asystenta rodziny, który uczył panią Agnieszkę zajmować się domem, prać, gotować. Jednak kurator we wrześniu zdecydował się złożyć wniosek o odebranie dzieci. Rodzicom nie dano szansy, by sprawdzić, jak rodzina sobie poradzi - mówiła Meder. Podkreślała, że dziecku zawsze lepiej w rodzinie, chyba że jest bite, maltretowane, czy wykorzystywane seksualnie. - A tu tego nie było. W rodzinie nie ma też problemu z alkoholem. Były za to fatalne warunki mieszkaniowe. W małym dwupokojowym domku mieszkało w sumie 11 osób - mówiła kierowniczka MOPS-u.
Dzieci trafiły do domu dziecka w Nowej Grobli, rodzice chcą je odzyskać. Z pomocą asystentki wynajęli przestronne, trzypokojowe mieszkanie, wyposażyli je w meble i sprzęt. Odwiedzają dzieci w domu dziecka. Autobusy jeżdżą rzadko, podróżują więc okazją albo idą piechotą. Po zmianie kuratora udało im się także postarać o zgodę na zabieranie dzieci do domu. Pani Agnieszka zrobiła kurs opiekunki. - Może w przyszłym roku uda mi się pójść na staż - mówi.
Przed Sądem Rodzinnym w Lubaczowie toczy się postępowanie w sprawie przyszłości dzieci. Sąd poprosił biegłych, by zbadali relacje łączące dzieci z rodzicami. 18-stronicowa opinia psychologów z przemyskiego rodzinnego ośrodka diagnostyczno-konsultacyjnego jest już gotowa. Od sędzi Małgorzaty Reizer, rzeczniczki Sądu Okręgowego w Przemyślu, dowiadujemy się, że rodzice zostali przedstawieni przez psychologów jako ludzie bezradni, bierni i nieporadni, którzy nie potrafili poprawić standardu życia rodziny, nawet po ingerencji sądu i wsparciu przez asystenta rodziny. Wytknięto im także błędy wychowawcze. - Dzieci mają duże problemy z dostosowaniem się do podstawowych norm i zasad społecznego funkcjonowania, bo nikt ich tego nie nauczył - mówi sędzia Reizer.
Biegli psycholodzy wytknęli rodzicom, że "w dalszym ciągu (...) bazują na okazywanej im pomocy przez inne instytucje i media oraz na odzewie społecznej na przedstawioną przez siebie trudną sytuację". Napisali, że przestali odwiedzać dzieci w placówce, "ograniczając się do niezorganizowanych i nieprzemyślanych wizyt dzieci w obecnym mieszkaniu". Nie dostrzegli, że w tygodniu ojciec pracuje, a matka była na kursie zawodowym.
Biegli: Dzieci twierdzą, że teraz im lepiej
Źle oceniono więzi, jakie łączą dzieci z rodzicami. "Starsze dzieci werbalizują, że jest im lepiej teraz. Młodsze z racji wieku nie są w stanie takich opinii wypowiadać, ale też nie płaczą za rodzicami ani w żaden inny sposób nie wyrażają chęci powrotu do nich". Zdaniem biegłych będzie najlepiej dla dzieci, jeśli zostaną w domu dziecka.
Elżbieta Wisz z rzeszowskiego stowarzyszenia Nowy Horyzont, które od początku przygląda się tej sprawie, jest oburzona opinią psychologów. - Wygląda na to, że instytucje próbują się nawzajem wspierać, aby nie skompromitować do końca wymiaru sprawiedliwości. Przypomina to mechanizm, gdy w przypadku pojawienia się obcego, wszyscy się integrują - komentuje Wisz.
- To straszne, że w ten sposób instytucje chcą tę rodzinę sformatować i dopasować do własnych standardów, zupełnie nie uwzględniając kontekstu środowiskowego. Nie sądzę, żeby ci ludzie popełniali większe błędy niż inni. Takie rodziny jak ta powinno się wspierać, a nie odbierać im dzieci przy pierwszej nadarzającej się okazji - mówi Wisz. - Wyrwanie dzieci ze środowiska rodzinnego to trauma. To jak żałoba zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Dokonywanie ocen więzi emocjonalnej w takich warunkach może nie być miarodajne. Dzieci mogą reagować odwrotnie, niż moglibyśmy oczekiwać. Moim zdaniem powinny wrócić do domu, bo tylko rodzina gwarantuje im prawidłowy rozwój.
Opinia biegłych dotarła już do warszawskiej kancelarii współpracującej z Fundacją Romana Giertycha "Nadzieja Dla Rodziców", która zajęła się sprawą rodziny z Lubaczowa. - Wynika z niej, że ubóstwo było podstawą odebrania dzieci, a tak być nie powinno. Dlatego zajmiemy się tą sprawą i pomożemy rodzinie odzyskać dzieci - zapowiada adwokat Agnieszka Błażowska
Comments